[FIVE-SHOT] - Pasją żyć rozdział 1
11:45No więc postanowiłam wstawić tu kilku-częściowe opowiadanie o B.A.P ... Nie będę przedłużać, tylko dodam, że części będą pojawiały się co jakiś czas ;).
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Co by było, gdyby
ludzie nie mieli pasji, hobby? Nie dążyli by do osiągnięcia sukcesu w czymś,
związanym z owymi zainteresowaniami. Są też tacy, którzy przemęczają się,
ponieważ poświęcają nawet własne zdrowie by robić to, co kochają. Oczywiście
nie wspomniałam o osobach, co przemierzają czasami nawet całą naszą planetę,
tylko po to, żeby spełnić marzenia. Hmm, muszę przyznać, iż ja należę do tej
właśnie grupy.
Wszystko zaczęło się, kiedy miałam
trzynaście lat. Wtedy zaczęłam słuchać niezwykłej muzyki, mianowicie k-popu. W
tym czasie dostawałam pytania od znajomych, które w większości brzmiały:
"Co to jest k-pop?". Odpowiadanie bez przerwy ludziom, że "k-pop
to koreańska muzyka popularna", zaczęło mnie męczyć. No bo kogo nie
denerwuje, gdy wszyscy wokół pytają o to samo?
Dobre pół roku po tym, jak zaczęłam
słuchać tej muzyki, znałam masę ludzi o tym samym zainteresowaniu, co ja.
Należałam również do Dance Cover Group, czyli grupy, która wykonywała taneczne
covery do różnych k-popowych piosenek. Nauczyłam się koreańskiego języka,
poznałam wiele tamtejszych tradycji. Można było powiedzieć, iż wiedziałam o
Korei tyle, co przeciętny Koreańczyk.
Od początku tego hobby w mojej
głowie pojawiało się setki scenariuszy, o mnie i o różnych koreańskich idolach.
Zawsze chciałam, żeby się spełniły lecz wątpiłam w to, będąc świadoma, że
szansa na takie zwroty akcji, jak w moich wyobrażeniach, wynosiła tyle, co
jeden do pięćdziesięciu. Tak, pięćdziesięciu, nie stu, ponieważ to wszystko
zależy od ambicji i oczywiście serca.
Zawsze marzył mi się wyjazd do Korei
i, poprzez zostanie trainee w którejś z wytwórni, poznanie jednego z
tamtejszych piosenkarzy oraz przeżycie historii miłosnej, godnej najlepszych
romansideł. W sumie, to nie były tylko moje marzenia, ale także mojej
przyjaciółki, z którą "dzieliłam się" k-popem - Oliwki. Obie
należałyśmy do tej cover grupy, ja pod imieniem Gose*, a ona jako Liv. Nie
wiem, czemu wybrałam sobie takie przezwisko. Po prostu raz wpadło mi do głowy i
nie mogło z niej wypaść.
Po jakichś dwóch latach od tego
"wielkiego początku" poznałyśmy Justynę, jednak wolała, jak się do
niej mówiło Sti. Ona również dołączyła do naszej grupy i nasz skład osiągnął
siódemkę. Mimo wszystko, nie zawsze każda z nas brała udział w coverze,
ponieważ starałyśmy się, by nasza liczba odzwierciedlała ilość osób w danym
zespole.
Kiedy
miałam siedemnaście lat, na koreański rynek muzyczny wyszły dwa nowe zespoły -
w lutym boysband zwany B.A.P, a w marcu kolejny boysband, tym razem o nazwie
NU'EST. Sti spodobało się B.A.P, Liv NU'EST, a mnie... oba. Od razu wstąpiłyśmy
do BABY - fandomu B.A.P, oraz L.O._.E, czyli fandomu NU'EST. Urokliwe nazwy, czyż nie? Tamtego roku
pokazały się jeszcze inne zespoły, jednak my zostałyśmy "zaślepione"
przez te dwie grupy.
Minął rok, a nam trzem stuknęło
osiemnaście lat. Postanowiłyśmy wykorzystać naszą pełnoletniość, ale nie tak
jak większość osób w naszym wieku, czyli upijając się do nieprzytomności.
Kupiłyśmy bilety i po urodzinach najmłodszej z nas - Liv - które były w
kwietniu, wyjechałyśmy do kraju, co był na drugim miejscu ulubionych państw,
zaraz za naszym ojczystym, czyli Polską. Krótko mówiąc: pojechałyśmy do Korei.
Oczywiście,
nie można wyjechać na zupełnie obcy kontynent bez przygotowania. Już kilka
miesięcy wcześniej zarezerwowałyśmy bilety i znalazłyśmy hotel, w którym
miałyśmy się zatrzymać. Prześwietliłyśmy całą mapę Korei, żeby być mniej więcej
zorientowanym, gdzie będziemy chodzić. Nasz plan był taki: dojechać tam,
przeżyć pierwszy dzień, a drugiego pójść na przesłuchanie. Sti postanowiła
pójść na przesłuchanie do TS Entertainment, no bo wiecie... B.A.P, natomiast
Liv postanowiła iść do Pledis Entertainment, która mogła poszczycić się
wypromowaniem NU'EST lecz nie tylko.
Największe
problemy z wybraniem wytwórni miałam ja. Obie dziewczyny naciskały na mnie,
żebym poszła do tej wytwórni, co one. W końcu zaczęło mnie to denerwować i
odpowiadałam im "kurczę, przestańcie, bo pójdę do SM". Najpierw się
ze mnie śmiały, a potem przepraszały, po czym wracały do przekonywania mnie. A
ja popatrzyłam na obie wytwórnie pod względem ogólnym.
Pledis
miało After School i Hello Venus jako inne zespoły. Nie można zapomnieć o
sub-unicie After School - Orange Caramel, których utwory raniły moje biedne
uszy. TS natomiast, wykreowało - oprócz B.A.P - girlsband Secret oraz duet
Untouchable. Nie pominę oczywiście wszystkich solistów, modeli i aktorów z tych
dwóch wytwórni.
Po
przemyśleniu sobie tego wszystkiego, doszłam do wniosku, iż nie chcę skończyć
jak Orange Caramel, więc przeprosiłam Liv i oznajmiłam dziewczynom, że idę ze
Sti do TS Entertainmet.
Muszę
szczerze przyznać, iż B.A.P jakiś czas temu i tak zaczęło się wybijać trochę
ponad NU'EST w moim indywidualnym rankingu. W dodatku, moje serce biło mocniej,
gdy słyszałam głos jednego z króliczków, którego nie wymienię z imienia.
Nadszedł
moment, w którym doleciałyśmy do Korei. Po wyjściu z samolotu, złapałyśmy
taksówkę, a kierowcy podałyśmy adres wspomnianego hotelu. Gdy dojechałyśmy,
weszłyśmy do budynku i zakwaterowałyśmy się. Postanowiłyśmy, że zamieszkamy w
jednym pokoju, żeby każdej było raźniej. Rozpakowałyśmy walizki, odświeżyłyśmy
się po podróży i poszłyśmy spać.
Przyszedł
drugi dzień naszego pobytu w kraju wschodu. Ja wstałam pierwsza, więc
postanowiłam wykonać poranne czynności zanim wstaną dziewczyny. Wzięłam do ręki
przygotowane na przesłuchania ubrania i ruszyłam w stronę łazienki. Gdy
opuściłam pomieszczenie, ujrzałam Liv leżącą na swoim łóżku i bawiącą się
telefonem.
-
No wreszcie, Gabi. Dłużej się nie dało? - zapytała uśmiechając się do mnie
promiennie.
-
A powiedzieć "dzień dobry" to już nie łaska? - odpowiedziałam
pytaniem na pytanie, a ona pokręciła przecząco głową, na co parsknęłam
śmiechem.
-
Bycie najstarszą nie daje ci uprawnień do poprawiania mnie - powiedziała,
wystawiając mi język - to, że jesteśmy w Korei też nie ma nic do tego -
dokończyła.
-
A właśnie, że ma. Powinnaś mówić mi "unni" - zaśmiałam się, widząc
jej naburmuszoną minę.
-
Nie! Będę mówić ci "oppa"! - prawie krzyknęła, ponieważ powstrzymał
ją przed tym fakt śpiącej Justyny. Nasza reakcja była natychmiastowa: obie wybuchnęłyśmy
śmiechem, nie zważając na przyjaciółkę, która natychmiast wyskoczyła z łóżka,
co skończyło się upadkiem na podłogę. Oczywiście, my zaczęłyśmy się jeszcze
bardziej śmiać, a ona zgromiła nas tylko wzrokiem i odczekała, aż się
opanujemy.
-
Która godzina? - zapytała, gdy wreszcie uspokoiłyśmy się, a ja poczułam ból na
twarzy, spowodowany długim "szczerzeniem michy", jak zwykł mawiać
ksiądz, który uczył nas religii w liceum. Sama byłam ciekawa obecnego czasu,
ponieważ miałyśmy iść na nasze przesłuchania o jedenastej.
-
Dziewiąta trzydzieści - odpowiedziała jej Oliwka po popatrzeniu na ekran
komórki.
-
Aha, to ja idę do łazienki - oznajmiła Sti, po czy zaczęła leniwym krokiem iść
w kierunku łazienki
-
Zapomnij! - krzyknęła najmłodsza i z prędkością światła wbiegła do wspomnianego
pomieszczenia, zatrzaskując Justynie drzwi przed nosem.
-
Okeeeej - odparła dziewczyna obojętnie i wróciła na swoje łóżko - obudź mnie,
jak się stamtąd wywlecze -
dopowiedziała, leżąc już w pościeli, która, swoją drogą, była bardzo miękka.
-
Spoko - odpowiedziałam, chwytając za mój telefon.
Siedząc
po turecku na łóżku, sprawdzałam nowinki z facebooka, twittera i innych,
popularnych stron. Po dziesięciu minutach z łazienki wyszła nasza Liv.
-
Ej, Sti. Wstawaj. Livka już wyszła - szturchnęłam przyjaciółkę w ramię aby ją
obudzić.
-
Ile razy mam ci powtarzać?! Jestem Liv, nie Livka! - krzyknęła Oliwia, przez co
Justyna po raz kolejny spadła ze swojego łóżka. Najmłodsza z nas rzuciła się na
mnie i zaczęła łaskotać.
-
Haha... przestań... proszę... hahaha... już nigdy nie nazwę cię Livką o...
hahaha... obiecuję - wykrztusiłam, ledwo łapiąc powietrze.
-
No. I to chciałam usłyszeć - powiedziała dziewczyna z satysfakcją i zeszła ze
mnie.
-
Przy was zginę, jak będę tyle razy spadać na ziemię - rzekła Sti i naburmuszona
poszła do łazienki.
-
To co robimy, Livciuniu - zaśmiałam się, a dziewczyna spojrzała na mnie spod
byka, ale tym razem nic nie powiedziała ani nic nie zrobiła. Poszła tylko do
swojej szafeczki i wyjęła breloczek z logiem NU'EST, po czym przypięła go do
telefonu, co robiła bardzo rzadko.
-
Tak na szczęście - wyjaśniła, widząc moją, zdziwioną tym niecodziennym
zjawiskiem minę.
-
W sumie... dobry pomysł - rzekłam i wstałam, kierując się w stronę mojej komody
i wyjęłam dokładnie taki sam breloczek, tylko że z napisem "K-Pop Y". Postanowiłam także zaoszczędzić
czas Sti i zrobić z jej komórką to, co my zrobiłyśmy z naszymi.
Każda
z nas ma taki sam breloczek lecz każda ma inny napis. Po Justynie można
spodziewać się, iż na jej będzie widnieć logo B.A.P, czyli nazwa zespołu, nad
którą znajduje się króliczek Matoki.
Nie
przypinałyśmy tych gadżetów do telefonów zbyt często, bo zwyczajnie nie
chciałyśmy ich zniszczyć dlatego, że były to nasze pamiątki ze zlotu, na którym
byłyśmy, gdy miałyśmy po piętnaście lat.
Sti
wyszła z łazienki po upływie takiego samego czasu, jaki spędziła tam Liv.
-
Dobra, chodźmy wreszcie na śniadanie - powiedziałam, chwyciłam telefon i
opuściłam nasz pokój, a za mną dziewczyny.
Mimo,
że byłyśmy w tym samym wieku, a Sti była młodsza ode mnie tylko o miesiąc,
czułam się za nie odpowiedzialna, bo w końcu byłam najstarsza.
Zeszłyśmy
do hotelowej restauracji i zjadłyśmy śniadanie, po czym wróciłyśmy do naszych,
wynajmowanych czterech ścian.
-------------------------------------------------------
*prawa autorskie co do nazwy zastrzeżone ;P.
0 komentarze