Piękny słoneczny dzień. Spacerowałam spokojnie chodnikiem biegnącym wzdłuż brzegu rzeki Han. Ze słuchawkami w uszach wpatrywałam się w to naturalne lustro, nie zwracając nawet uwagi na otaczający mnie świat. Z tej, jakże upojnej chwili wyrwały mnie wibracje telefonu w mojej kieszeni. Odebrałam szybko, zerkając wcześniej na ekran.
- No hej, siostrzyczko. Co chcesz?
- Mama prosiła, żeby ci przekazać, że za pół godziny będzie gotowy obiad. I przy okazji pyta, gdzie jesteś?
- Spaceruję koło rzeki Han. Jednak, skoro w grę wchodzi jedzenie, to postaram się być na czas. - Po obu stronach słuchawki zabrzmiał lekki śmiech.
- A no tak. Zapomniałam, że ty nigdy nie będziesz miała chłopaka, bo żadnego nie pokochasz tak, jak jedzenie - siostra roześmiała się. - Dobra, kończę.
- Pa, widzimy się przy obiedzie - odwzajemniłam ponownie śmiech i rozłączyłam się.
Włożyłam z powrotem słuchawki do uszu, kiedy akurat poleciała piosenka "Another day of sun" z przecudownego filmu "La la land". Nie mogłam powstrzymać się od cichego podśpiewywania, wzrokiem nadal błądząc po tafli rzeki. Przyspieszyłam krok tak, aby był on w rytm muzyki.
- "'Cause maybe in that sleepy town
He'll sit one day, the lights are down
He'll see my face and think of how he..." - nie udało mi się dokończyć, gdyż poczułam, jakbym weszła w ścianę, po czym padłam na ziemię, uderzając pośladkami o kostkę chodnika. Stęknęłam cicho z bólu, kiedy zobaczyłam przed sobą męską dłoń, oferującą pomoc we wstaniu. Jedną ręką podpierając się o chodnik, drugą chwyciłam oferowaną mi pomoc i podniosłam się powoli na nogi. Młody, ale okropnie wysoki mężczyzna ukłonił mi się lekko.
- Bardzo panią przepraszam - podniósł wzrok i nasze spojrzenia spotkały się.
- Nie potrzebnie. To ja szłam bardzo nieostrożnie - uśmiechnęłam się do niego lekko.
- Biorę całą winę na siebie - chłopak odwzajemnił uśmiech i wyciągnął w moją stronę rękę. - Jestem Matt i bardzo chciałbym wynagrodzić to spotkanie z chodnikiem.
- Matt? Trochę niespotykane imię, jak na Azjatę - uniosłam brew i uścisnęłam jego dłoń. - Bri.
- Lepszy ze mnie Amerykanin niż Koreańczyk - ze śmiechem podrapał się po karku. - Jestem z LA. To co, może pójdziemy na kawę? Naprawdę marzę, żeby zadośćuczynić ci ten mały wypadek.
- Wiesz co, z wielką chęcią - spojrzałam na telefon, aby sprawdzić godzinę. - Ale może nie dzisiaj? Już dawno powinnam być w domu.
- Niech będzie - obdarzył mnie przepięknym uśmiechem. Wręczył mi swój telefon. - Wpisz mi swój numer, żebyśmy mogli ustalić datę.
Przytaknęłam, po czym zrobiłam to, o co prosił chłopak, podpisując swój kontakt imieniem i emotikoną ślącą buziaka. Oddałam mu przedmiot.
- W takim razie, do zobaczenia - pokazałam mu mój najlepszy grymas szczęścia, a następnie odeszłam szybko w swoją stronę.
Energicznym krokiem doszłam do domu i wparowałam do niego, od razu ściągając buty oraz kurtkę. Szybko przepłukałam ręce pod zlewem w kuchni, spiesząc do salonu, w którym już czekał na mnie talerz zapełniony jedzeniem, a także mama z siostrą, jedzące w spokoju.
Uśmiechnęłam się do ekranu, szybko odpisując.
Popisaliśmy jeszcze przez kilka minut. Umówiliśmy się na dwa dni później o jedenastej w kawiarni niedaleko miejsca, gdzie się poznaliśmy.
Zasypiając miałam nadal przed sobą widok chłopaka, stojącego przede mną z zakłopotaną miną, kiedy przepraszał za nasz mały wypadek.
- Te oczy, takie magiczne - westchnęłam, ostatecznie zapadając w końcu w sen.
Od tamtego incydentu minął już miesiąc, który spędziliśmy, widując się najczęściej, jak to tylko możliwe oraz zacieśniając naszą relację.
Przez ten miesiąc staliśmy się bardzo bliskimi przyjaciółmi. Czy mi się podobał? No cóż, Matt to bardzo atrakcyjny, młody mężczyzna, w dodatku dobrze wychowany... No proszę was! Oczywiście, że mi się podobał! Ale tyle, ile między nami było, wystarczało mi w zupełności. Samo jego towarzystwo było dla mnie wielkim darem.
- Hej, Big Matt! - Zawołałam, żeby zwrócić na siebie jego uwagę. Przezywałam go tak, ponieważ był ode mnie jakieś dwadzieścia pięć centymetrów wyższy. Chłopak, kiedy mnie zauważył, wstał z miejsca i rozłożył ręce czekając, aż podejdę i przytulę się na powitanie. Tak też oczywiście zrobiłam.
Siedzieliśmy już ze dwie godziny, żywo rozmawiając, gdy dostałam wiadomość od mamy, że mam już wracać do domu. Zaproponował, że mnie odprowadzi. Szliśmy spokojnym krokiem, rozprawiając na temat prac, jakich możemy się podjąć, żeby zacząć zarabiać jakieś pieniądze. Nim spostrzegliśmy, staliśmy już pod moim domem. Tak, jak na powitanie się przytulaliśmy, tak na pożegnanie zawsze chłopak dostawał ode mnie całusa w policzek. Taki trochę rytuał. Jednak tego dnia, kiedy stanęłam na palcach, aby to zrobić, chłopak zatrzymał mnie.
- Co jest? - zapytałam, przekrzywiając głowę w bok. On zanim odpowiedział, obdarzył moją osobę swoim najpiękniejszym uśmiechem.
- Mam już dość całowania w policzek - nachylił się i złożył przelotny pocałunek na moich ustach, po czym powiedział szybkie "cześć", obracając się, żeby odejść. Ja jednak, szybko złapałam jego nadgarstek. Matt odwrócił się, patrząc na mnie pytającym wzrokiem. Położyłam dłonie na jego policzkach, energicznie przyciągając go do siebie i złączyłam nasze wargi. Chłopak stał przez chwilę jak słup, przetwarzając w głowie, co się właśnie dzieje. Moment później usadowił jedną z rąk na moim karku, drugą obejmując mnie w pasie i szczelnie przy sobie przytrzymując.
Trwaliśmy w tym stanie przez dłuższą chwilę, obdarowując się tylko coraz to nowymi pocałunkami. W końcu jednak musieliśmy się od siebie odkleić, lecz oboje zrobiliśmy to z uśmiechami na twarzach. Nie odrywając od siebie wzroku, pożegnaliśmy się ostatni raz, ja na ślepo otwierając drzwi, przez które przeszłam i niechętnie zamknęłam. Westchnęłam, moja dłoń od razu powędrowała do warg, mających nadal smak chłopaka na sobie. Szybko na twarz wpłynął mi szeroki uśmiech, kiedy w mojej głowie pojawił się obraz Matta, który był zdecydowanie szczęśliwy z mojego czynu.
Krzyknęłam lekko do mamy, że już jestem, po czym myknęłam do swojego pokoju i klapnęłam na łóżko, przytulając do piersi małego, pluszowego lewka, którego ukochany zdobył mi kiedyś w automacie. Tej nocy miałam problem ze snem, ale spokojnie. To tylko z radości.
Jak tylko udało mi się oderwać zaciekawionego chłopaka od mamy, poszliśmy we dwoje na spacer. Trzymając go za rękę, obserwowałam rzekę Han, obok której się przechadzaliśmy, bez przerwy rozmawiając.
Nagle BM zatrzymał się. Spojrzałam na niego, lecz on miał swój wzrok utkwiony przed siebie. Sekundę później na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Somin! - Krzyknął i machnął ręką, po czym puścił mnie, podbiegając kilka metrów. Uścisnął dziewczynę, wyglądającą na mniej-więcej mój wiek, a w tym czasie ja stanęłam krok za nim, czując się odrobinę niezręcznie. - Dawno się nie widzieliśmy! Co u ciebie słychać? Przyjęli cię gdzieś w końcu, piosenkareczko? Powiem ci, że nawet trochę wyładniałaś. - Dziewczyna zaśmiała się, nie wiedząc, jak odpowiedzieć na taką ilość pytań. Zauważyła mnie i tym chyba sprowadziła chłopaka na ziemię, bo sam na mnie spojrzał i podrapał się po karku z szerokim uśmiechem. - O! To jest moja dziewczyna, Bri - podałyśmy sobie dłonie - a to jest Somin - obdarzył mnie odrobinę niepewnym spojrzeniem - ... spotykaliśmy się kiedyś.
Powróciłam!!
Dobra, dobra, nie bijcie mnie. Starałam się, okej? ;d
Macie cudnego BM'a w nagrodę za czekanie i też z okazji oficjalnego debiutu K.A.R.D!!
Czekałam na to już tyle czasu. Ale nie myślcie, że nie publikowałam, bo czekałam na ich debiut. Jestem najzwyczajniej w świecie leniwa. Tak, ja też was kocham.
A i w ogóle, to znowu zmieniam imię. Tym razem z Gosee na Bri.
~ Bri
- No hej, siostrzyczko. Co chcesz?
- Mama prosiła, żeby ci przekazać, że za pół godziny będzie gotowy obiad. I przy okazji pyta, gdzie jesteś?
- Spaceruję koło rzeki Han. Jednak, skoro w grę wchodzi jedzenie, to postaram się być na czas. - Po obu stronach słuchawki zabrzmiał lekki śmiech.
- A no tak. Zapomniałam, że ty nigdy nie będziesz miała chłopaka, bo żadnego nie pokochasz tak, jak jedzenie - siostra roześmiała się. - Dobra, kończę.
- Pa, widzimy się przy obiedzie - odwzajemniłam ponownie śmiech i rozłączyłam się.
Włożyłam z powrotem słuchawki do uszu, kiedy akurat poleciała piosenka "Another day of sun" z przecudownego filmu "La la land". Nie mogłam powstrzymać się od cichego podśpiewywania, wzrokiem nadal błądząc po tafli rzeki. Przyspieszyłam krok tak, aby był on w rytm muzyki.
- "'Cause maybe in that sleepy town
He'll sit one day, the lights are down
He'll see my face and think of how he..." - nie udało mi się dokończyć, gdyż poczułam, jakbym weszła w ścianę, po czym padłam na ziemię, uderzając pośladkami o kostkę chodnika. Stęknęłam cicho z bólu, kiedy zobaczyłam przed sobą męską dłoń, oferującą pomoc we wstaniu. Jedną ręką podpierając się o chodnik, drugą chwyciłam oferowaną mi pomoc i podniosłam się powoli na nogi. Młody, ale okropnie wysoki mężczyzna ukłonił mi się lekko.
- Bardzo panią przepraszam - podniósł wzrok i nasze spojrzenia spotkały się.
- Nie potrzebnie. To ja szłam bardzo nieostrożnie - uśmiechnęłam się do niego lekko.
- Biorę całą winę na siebie - chłopak odwzajemnił uśmiech i wyciągnął w moją stronę rękę. - Jestem Matt i bardzo chciałbym wynagrodzić to spotkanie z chodnikiem.
- Matt? Trochę niespotykane imię, jak na Azjatę - uniosłam brew i uścisnęłam jego dłoń. - Bri.
- Lepszy ze mnie Amerykanin niż Koreańczyk - ze śmiechem podrapał się po karku. - Jestem z LA. To co, może pójdziemy na kawę? Naprawdę marzę, żeby zadośćuczynić ci ten mały wypadek.
- Wiesz co, z wielką chęcią - spojrzałam na telefon, aby sprawdzić godzinę. - Ale może nie dzisiaj? Już dawno powinnam być w domu.
- Niech będzie - obdarzył mnie przepięknym uśmiechem. Wręczył mi swój telefon. - Wpisz mi swój numer, żebyśmy mogli ustalić datę.
Przytaknęłam, po czym zrobiłam to, o co prosił chłopak, podpisując swój kontakt imieniem i emotikoną ślącą buziaka. Oddałam mu przedmiot.
- W takim razie, do zobaczenia - pokazałam mu mój najlepszy grymas szczęścia, a następnie odeszłam szybko w swoją stronę.
Energicznym krokiem doszłam do domu i wparowałam do niego, od razu ściągając buty oraz kurtkę. Szybko przepłukałam ręce pod zlewem w kuchni, spiesząc do salonu, w którym już czekał na mnie talerz zapełniony jedzeniem, a także mama z siostrą, jedzące w spokoju.
Ledwo co sama skończyłam spożywanie posiłku, kiedy ponownie tego dnia poczułam wibracje w kieszeni. Odnosząc brudny talerz do kuchni, wyjęłam telefon i odblokowałam go. Tym razem był to sms i to od nikogo innego, jak od nowo poznanego Matta.
"To kiedy mogę liczyć na tą kawę? Matt."
Uśmiechnęłam się do ekranu, szybko odpisując.
"Hmm, muszę się jeszcze zastanowić nad tą propozycją, nieznajomy."
Popisaliśmy jeszcze przez kilka minut. Umówiliśmy się na dwa dni później o jedenastej w kawiarni niedaleko miejsca, gdzie się poznaliśmy.
- Te oczy, takie magiczne - westchnęłam, ostatecznie zapadając w końcu w sen.
***
Przekraczałam próg małego lokalu, w którym na co dzień sprzedają gorące napoje, rozglądając się za towarzyszem. Nasze spotkanie przy "wynagradzającej" kawie przebiegło w bardzo pogodnej atmosferze, toteż szybko postanowiliśmy to powtórzyć i potem znowu, i znowu, i znowu, aż ta kawiarnia stała się takim "naszym" miejscem. Zawsze zasiadaliśmy przy tym samym stoliku koło okna, z którego idealnie było widać dokładne miejsce naszego pierwszego spotkania.Od tamtego incydentu minął już miesiąc, który spędziliśmy, widując się najczęściej, jak to tylko możliwe oraz zacieśniając naszą relację.
Przez ten miesiąc staliśmy się bardzo bliskimi przyjaciółmi. Czy mi się podobał? No cóż, Matt to bardzo atrakcyjny, młody mężczyzna, w dodatku dobrze wychowany... No proszę was! Oczywiście, że mi się podobał! Ale tyle, ile między nami było, wystarczało mi w zupełności. Samo jego towarzystwo było dla mnie wielkim darem.
- Hej, Big Matt! - Zawołałam, żeby zwrócić na siebie jego uwagę. Przezywałam go tak, ponieważ był ode mnie jakieś dwadzieścia pięć centymetrów wyższy. Chłopak, kiedy mnie zauważył, wstał z miejsca i rozłożył ręce czekając, aż podejdę i przytulę się na powitanie. Tak też oczywiście zrobiłam.
Siedzieliśmy już ze dwie godziny, żywo rozmawiając, gdy dostałam wiadomość od mamy, że mam już wracać do domu. Zaproponował, że mnie odprowadzi. Szliśmy spokojnym krokiem, rozprawiając na temat prac, jakich możemy się podjąć, żeby zacząć zarabiać jakieś pieniądze. Nim spostrzegliśmy, staliśmy już pod moim domem. Tak, jak na powitanie się przytulaliśmy, tak na pożegnanie zawsze chłopak dostawał ode mnie całusa w policzek. Taki trochę rytuał. Jednak tego dnia, kiedy stanęłam na palcach, aby to zrobić, chłopak zatrzymał mnie.
- Co jest? - zapytałam, przekrzywiając głowę w bok. On zanim odpowiedział, obdarzył moją osobę swoim najpiękniejszym uśmiechem.
- Mam już dość całowania w policzek - nachylił się i złożył przelotny pocałunek na moich ustach, po czym powiedział szybkie "cześć", obracając się, żeby odejść. Ja jednak, szybko złapałam jego nadgarstek. Matt odwrócił się, patrząc na mnie pytającym wzrokiem. Położyłam dłonie na jego policzkach, energicznie przyciągając go do siebie i złączyłam nasze wargi. Chłopak stał przez chwilę jak słup, przetwarzając w głowie, co się właśnie dzieje. Moment później usadowił jedną z rąk na moim karku, drugą obejmując mnie w pasie i szczelnie przy sobie przytrzymując.
Trwaliśmy w tym stanie przez dłuższą chwilę, obdarowując się tylko coraz to nowymi pocałunkami. W końcu jednak musieliśmy się od siebie odkleić, lecz oboje zrobiliśmy to z uśmiechami na twarzach. Nie odrywając od siebie wzroku, pożegnaliśmy się ostatni raz, ja na ślepo otwierając drzwi, przez które przeszłam i niechętnie zamknęłam. Westchnęłam, moja dłoń od razu powędrowała do warg, mających nadal smak chłopaka na sobie. Szybko na twarz wpłynął mi szeroki uśmiech, kiedy w mojej głowie pojawił się obraz Matta, który był zdecydowanie szczęśliwy z mojego czynu.
Krzyknęłam lekko do mamy, że już jestem, po czym myknęłam do swojego pokoju i klapnęłam na łóżko, przytulając do piersi małego, pluszowego lewka, którego ukochany zdobył mi kiedyś w automacie. Tej nocy miałam problem ze snem, ale spokojnie. To tylko z radości.
***
Od tamtego dnia dużo się nie zmieniło. No może oprócz faktu, że oficjalnie zostaliśmy parą. Moja mama dowiedziała się kilka dni później. Na tą wiadomość odpowiedziała zaproszeniem chłopaka na obiad do naszego domu. Dzień po tym, Matt siedział koło mnie w naszej jadalni. Zadziwiająco dobrze się bawił, zwłaszcza kiedy mama zaczęła opowiadać żenujące historie z mojego dzieciństwa, a ja może przypadkiem rzuciłam w nią kilka razy ziarnami ryżu, które przyniosłam sobie z kuchni na wypadek właśnie takiego zdarzenia.Jak tylko udało mi się oderwać zaciekawionego chłopaka od mamy, poszliśmy we dwoje na spacer. Trzymając go za rękę, obserwowałam rzekę Han, obok której się przechadzaliśmy, bez przerwy rozmawiając.
Nagle BM zatrzymał się. Spojrzałam na niego, lecz on miał swój wzrok utkwiony przed siebie. Sekundę później na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Somin! - Krzyknął i machnął ręką, po czym puścił mnie, podbiegając kilka metrów. Uścisnął dziewczynę, wyglądającą na mniej-więcej mój wiek, a w tym czasie ja stanęłam krok za nim, czując się odrobinę niezręcznie. - Dawno się nie widzieliśmy! Co u ciebie słychać? Przyjęli cię gdzieś w końcu, piosenkareczko? Powiem ci, że nawet trochę wyładniałaś. - Dziewczyna zaśmiała się, nie wiedząc, jak odpowiedzieć na taką ilość pytań. Zauważyła mnie i tym chyba sprowadziła chłopaka na ziemię, bo sam na mnie spojrzał i podrapał się po karku z szerokim uśmiechem. - O! To jest moja dziewczyna, Bri - podałyśmy sobie dłonie - a to jest Somin - obdarzył mnie odrobinę niepewnym spojrzeniem - ... spotykaliśmy się kiedyś.
Powróciłam!!
Dobra, dobra, nie bijcie mnie. Starałam się, okej? ;d
Macie cudnego BM'a w nagrodę za czekanie i też z okazji oficjalnego debiutu K.A.R.D!!
Czekałam na to już tyle czasu. Ale nie myślcie, że nie publikowałam, bo czekałam na ich debiut. Jestem najzwyczajniej w świecie leniwa. Tak, ja też was kocham.
A i w ogóle, to znowu zmieniam imię. Tym razem z Gosee na Bri.
~ Bri