[ONE-SHOT] "Pośród grzmotów i piorunów"

18:42

Witajcie, moi mili!
Robię wielki comeback na tego bloga po okropnie długiej nieobecności. Cóż mam wam powiedzieć, złapałam dzień wolny od nauki, dzień pełen weny i dokończyłam tego one-shot'a. Dokończyłam, ponieważ rozpoczęłam tworzenie go w czerwcu ubiegłego roku, tuż przed początkiem wakacji.
Za kilka dni kolejna rocznica mojej działalności na tym blogu. Jak się znam, tak wiem, że pewnie zapomnę wstawić rocznicowego posta w tą wyjątkową datę i dostaniecie go kilka dni później, hahaha. W tym momencie jednak zostawiam wam opowiadanie, którego bohaterami są Gook Minpyo oraz Heedo z zespołu B.I.G (nie, to nie jest yaoi, hahaha).

Czcionka czarna to narracja głównej bohaterki, a niebieska - Heedo.

------------------------------------------------------------------------------------------

Szłam właśnie na spotkanie ze swoim chłopakiem. Wciągałam nosem zapach kwitnących na każdym kroku kwiatów. W uszach miałam słuchawki, z których leciała piosenka napisana przez Minpyo na moje urodziny. Idąc chodnikiem, z szerokim uśmiechem wsłuchiwałam się w jego głos, kiedy rapował jedną ze zwrotek.
W końcu stanęłam przed drzwiami kawiarni, w której chłopak pracował jako barista. Bardzo lubił tą pracę, dlatego ja podzielałam jego szczęście i często przychodziłam do niego, kiedy pracował. Tego dnia jednak byliśmy umówieni zaraz po zakończeniu jego zmiany, więc przyszłam po niego, żeby spędzić jak najwięcej czasu razem. Przeszłam próg drzwi wejściowych i skierowałam się do lady, za którą stał Minpyo, czyszcząc szklanki, odwrócony tyłem do miejsca, gdzie się zatrzymałam. Usiadłam na jednym z krzeseł i oparłam splecione ręce o blat. Chrząknęłam cicho, aby zwrócić na siebie jego uwagę, na co od razu obrócił się w moją stronę, a ogromny uśmiech przyozdobił jego twarz.
- Dzień dobry~ - przywitałam się melodyjnie i odwzajemniłam uśmiech.
- Cześć, kochanie - odpowiedział, po czym nachylił się nad ladą i cmoknął mnie lekko w usta. - To co zawsze? - Przytaknęłam, na co chłopak uśmiechnął się jeszcze szerzej i zabrał za przygotowywanie kawy. Już po chwili stało przede mną latte przykryte pianką, na której widniało karmelowe serduszko.
- Dziękuję - położyłam swoją dłoń na jego, a on od razu obrócił je tak, aby spleść nasze palce. Upiłam łyk kawy, rozkoszując się jej cudownym smakiem.
- Kończę za piętnaście minut i potem będziemy mogli już iść do tej restauracji - oparł rękę na blacie, a na niej głowę, wpatrując się we mnie. Tą słodką scenkę przerwała jedna z pracownic, która przyniosła Minpyo nowe zamówienie. - No cóż, pij sobie spokojnie, a ja wracam do pracy - ucałował delikatnie moje czoło i odwrócił się w stronę tych swoich wszystkich sprzętów do przygotowywania gorących napojów.
Opróżniłam całkowicie szklankę w tym samym momencie, w którym chłopak podał kelnerce ostatnie zamówienie. Gdy zobaczył, że skończyłam, wziął naczynie, umył je i wytarł, po czym poszedł na zaplecze, a po chwili wrócił w swoich codziennych ubraniach. Wyszedł zza lady i przytulił mnie od razu, kiedy wstałam.
- No to idziemy? - Podał mi rękę, którą chwyciłam bez zawahania. Kiwnęłam twierdząco głową, po czym opuściliśmy kawiarnię.
Randka minęła jak każda inna, było bardzo romantycznie, zjedliśmy pyszną kolację, prawie bez przerwy patrząc sobie w oczy. Nie będę zagłębiać się w szczegóły.
Wyszłam z budynku restauracji czekając na Minpyo, który musiał jeszcze zapłacić rachunek. Na zewnątrz było już ciemno, praktycznie ani jednej żywej duszy na ulicy. Stukałam niecierpliwie obcasem buta o chodnik, kiedy podszedł do mnie nieznany mi mężczyzna. Po jego sposobie poruszania się mogłam stwierdzić, iż był on lekko wstawiony.
- Co taka piękna istota robi sama o takiej porze w takim miejscu? - Zaczął, niezbyt subtelnie "dowalając" się do mnie.
- Nie jestem sama - odpowiedziałam, utrzymując maskę stoickiego spokoju na twarzy.
- Masz rację teraz już nie - uśmiechnął się cwanie nieznajomy, zmniejszając dystans między nami. Automatycznie zrobiłam krok w tył, jednak on dalej się przybliżał. Już mniej spokojna fuknęłam do niego coś w stylu "Proszę mnie zostawić!", jednak chyba nie za bardzo dotarło. Jak na złość, mój chłopak dalej nie wychodził, a naokoło nie widziałam nawet jadącego samochodu, już o przypadkowych przechodniach nie mówiąc.
Gdy mężczyznę zaczął drażnić mój opór i stawał się agresywniejszy, ktoś szarpnął go za ramię w swoją stronę i wymierzył mocny cios prosto w twarz. Ten zatoczył się, po czym ruszył na tą osobę z chęcią rewanżu, jednak zauważył, że mój "rycerz" wyciągnął w jego stronę nóż. To sprawiło, że zatrzymał się i uniósł ręce w geście obronnym.
Przyglądałam się wszystkiemu z odległości około dwóch metrów, ponieważ aż tak odrzuciło tego namolnego typa. Mój wybawca stał do mnie tyłem. Miał na sobie czarną bluzę z kapturem mocno naciągniętym na głowę.
- Masz pięć sekund, aby się stąd zmyć, śmieciu - zagroził, na co ten drugi od razu odwrócił się i pobiegł co sił przed siebie. Kiedy usłyszałam to zdanie, głos nieznajomego wydał mi się dziwnie znajomy, a on sam schował nóż oraz zaczął powoli iść w tylko sobie znanym kierunku, nie czekając nawet na podziękowanie z mojej strony.
- Heedo? - zapytałam, nim za bardzo się oddalił, aby sprawdzić czy moje spostrzeżenie było trafne. On tylko stanął w miejscu, co utwierdziło mnie w przekonaniu, iż mam rację. - Dziękuję - dodałam, po czym już nie przeszkadzałam mu w odejściu.
Tak dla wyjaśnienia. Yu Heedo to najlepszy przyjaciel i jednocześnie współlokator mojego chłopaka. Jest on osobą dość zamkniętą w sobie, przez co nie ma wielu znajomych. Jego źródłem zarobku jest montowanie piosenek w jakiejś bardzo małej wytwórni, dlatego prawie nie wyściubia nosa z domu, pochłonięty pracą. To dzięki niemu Minpyo odkrył swój talent do rapu, który później przelał w utwór na moje urodziny, wspominany przeze mnie już wcześniej. Nie miałam okazji porozmawiać z nim zbyt wiele razy, jednak mój chłopak opowiadał mi o Heedo, dzięki czemu tyle wiem.

***

- Za chwilę zostanie otworzona kasa numer trzy - usłyszałam ze sklepowego głośnika. Chodziłam z koszykiem wypełnionym artykułami spożywczymi potrzebnymi mi do przetrwania następnych kilku dni. Po zakończonej piosence w radiu zaczęła się prognoza pogody.
- O nie, tylko nie burze - mruknęłam płaczliwym głosem pod nosem, kiedy usłyszałam, co zapowiadają na przyszły tydzień.
- Coś nie tak z burzami? - usłyszałam za sobą wesoły głos, na co podskoczyłam lekko, zaskoczona, a następnie odwróciłam się. Stali za mną Minpyo wraz z Heedo, obaj uśmiechnięci.
- Przecież wiesz, jak panicznie się ich boję - stęknęłam do tego, który wypowiedział te słowa, a on przytulił mnie mocno i ucałował mój policzek. - Cześć, Heedo - przywitałam się z drugim z ogromnym uśmiechem na twarzy.
- Cześć - odpowiedział tylko krótko. - Zostawię was już samych, dasz radę sam z tym wszystkim?
- No jasne - odparł mój ukochany.
- To dobrze - mruknął, lecz widząc nasz pytający wzrok, kontynuował - muszę zmiksować do wieczora jeszcze kilka kawałków tej żeńskiej grupy, którą przedstawiłem ci wtedy w klubie - pomógł Minpyo skojarzyć. - No to do zobaczenia - uśmiechnął się do mnie.
- Hej - odwzajemniłam uśmiech - i powodzenia.
- Dzięki - odwrócił się i opuścił sklep. Ja spojrzałam przymrużonymi oczyma na mojego chłopaka.
- Jaka żeńska grupa? - mówił, że ostatnio nie bywa w klubie, więc postanowiłam pograć rolę zazdrośnicy.
- A no wiesz, w lipcu, jak byłaś z rodzicami na wakacjach za granicą, Heedo wziął mnie na jakąś imprezę firmową i byli tam wszyscy pracownicy, włącznie z tymi ich zespolikami - wzruszył ramionami. Ponownie mnie przytulił - dużo musisz jeszcze kupić?
- Nie, już chyba mam wszystko - obdarzyłam go lekkim uśmiechem.
Dokończyliśmy zakupy. Szatyn postanowił pomóc mi i odprowadzić do domu. Szliśmy spokojnie chodnikiem. Była piękna pogoda. Wielu ludzi było na zewnątrz, aby z niej skorzystać. Przechodziliśmy akurat koło restauracji, przed którą zdarzył się ten incydent dwa tygodnie temu. Na wspomnienie wręcz rycerskiego gestu przyjaciela Minpyo, moją twarz przyozdobił uśmiech.
Po kilku minutach staliśmy już u mnie w kuchni, odkładając zakupy na stół.
- Kochanie, może ja bym z tobą teraz został? - Chłopak podszedł bardzo blisko i uśmiechnął się w "ten" sposób, obejmując mnie.
- Dzisiaj nie za bardzo, bo muszę sprzątać - skrzywiłam się lekko. - Ale może w przyszłym tygodniu, kiedy zapowiadają te burze? Wtedy nie pogardziłabym twoim towarzystwem - stanęłam lekko na palcach i cmoknęłam go w usta.
- Nie mogę - podrapał się dłonią po karku - za tydzień lecę na kilka dni na szkolenie do Japonii. Przepraszam, że nie będę mógł przy tobie być, gdy będzie ci ciężko.
- Nic nie szkodzi. W końcu to nie twoja wina, tylko obowiązek - westchnęłam i wtuliłam się mocno w tors ukochanego.
- Kocham cię - szepnął mi do ucha.
- Ja ciebie też.

***

Był już drugi dzień po wyjeździe Minpyo. Umówiłam się z przyjaciółką ze szkoły w kawiarni, gdzie szatyn pracował. Przyszłam przed czasem więc usiadłam przy ladzie. W pewnym momencie zagadała mnie kelnerka - koleżanka Minpyo.
- O, nie spodziewałam się ciebie tutaj! Myślałam, że pojechałaś razem z Pyo - uśmiechnęła się do mnie.
- Nie słyszałam jeszcze, żeby na szkolenia można było zabierać osoby towarzyszące - zaśmiałam się cicho. Dziewczyna zrobiła mocno zdziwioną minę.
- Jakie szkolenie? Twój chłopak wziął kilka dni wolnego i powiedział, że wyjeżdża, więc tak jakoś automatycznie pomyślałam, że z tobą...
Pokiwałam tylko niezrozumiale głową. Kelnerka dała mi w końcu spokój. Po chwili przyszła moja przyjaciółka, jednak przez całe nasze spotkanie i jeszcze dłużej myślałam, co kombinuje Minpyo.
Dzień później miała przyjść ta zapowiadana burza. Pół dnia padał deszcz, a ja już przygotowywałam się, głównie mentalnie, na wyładowania atmosferyczne. Przygotowałam sobie na łóżku najcieplejszy koc i małego pluszowego króliczka, którego dostałam od Pyo. Pisałam do niego poprzedniego wieczora, jednak nadal nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Kiedy przyniosłam do sypialni dzbanek z wodą i szklankę, usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Myśląc, że to od mojego chłopaka, szybko chwyciłam telefon i go odblokowałam. Jednak zawartość wiadomości bardzo mnie zdziwiła.

"Twój wspaniały chłopak na "szkoleniu" z koleżanką. Czyż nie wyglądają uroczo?"

Do wiadomości dołączone było zdjęcie... Minpyo i jakiejś kobiety... całujących się... na ulicy Tokyo... to jest na pewno aktualne zdjęcie, bo on ma na sobie buty, które kupił w ubiegły weekend... ale dlaczego? Dlaczego on ją całuje? Jeszcze kilka dni temu mówił, że mnie kocha... nie, to niemożliwe. To na pewno musi być jakiś głupi dowcip. Przyszła kolejna wiadomość.

"Zaakceptuj prawdę, Suji."

Ale chwila, kto pisze te sms-y? Spojrzałam, numer nieznany. Ale skąd ta osoba zna moje imię, mój numer i dlaczego chciała mi to pokazać?
BUM! W tym momencie usłyszałam pierwszy grzmot. Naraz pojawiły się błyski i kolejne grzmoty. Wparowałam pod koc, szczelnie się nim opatuliłam, po czym już nie zdołałam powstrzymać łez, które popłynęły strumieniami po moich policzkach. Panika mnie dopadła, a serce dobiło. Leżałam i płakałam, cała się trzęsąc, mocą wyobraźni przypominając sobie to zdjęcie, które dostałam w wiadomości.

***

Skończyłem montować ostatni utwór i wyłączyłem komputer akurat, kiedy usłyszałem pierwszy grzmot. Mimo, że podczas burzy powinienem wyłączyć telefon, nie mogłem oprzeć się, by zobaczyć wiadomość, która dosłownie przed chwilą przyszła. Było to zdjęcie z podpisem:


"Przyjaciel godny zaufania."

Przyjrzałem się fotografii. To był Pyo z członkinią tej grupy, których płytę ostatnio montowałem! Dlaczego całują się, jeżeli on ma dziewczynę?!
Na myśl o ukochanej mojego kumpla poczułem ciepło w sercu. Przyznaję, zakochałem się w niej w dniu tamtego incydentu przed restauracją, ale dobrze to ukrywałem, bo nie chciałem stracić przyjaciela. Z tego uczuciowego letargu wyrwała mnie kolejna wiadomość.


"Suji już wie."

CO?! Przecież... ona się załamie! W dodatku jest burza, a ona sama przyznała, że panicznie się jej boi! Muszę do niej zadzwonić. Nie... pewnie wyłączyła telefon, gdy zaczęło grzmieć.
Nie przejmując się ani burzą, ani ulewą, ubrałem się szybko i wybiegłem z mieszkania, wcześniej tylko je zamykając. Pędziłem co tchu w stronę miejsca zamieszkania dziewczyny, na szczęście nie musiałem omijać ludzi, ponieważ dzięki pogodzie nikogo nie było na ulicach. Dobiegłem tam szybciej, niż się spodziewałem. Zapukałem do drzwi.
- Suji! To ja, Heedo! - krzyknąłem, żeby usłyszała. Stałem, stałem i nic. Nie otwierała. Podrapałem się po karku myśląc, jak się tam dostać.
Zapaliła mi się lampka nad głową. No tak! Pyo mówił kiedyś, że pod doniczką, stojącą przy drzwiach wejściowych domu Suji, leży dodatkowy klucz do nich. Jedną ręką podniosłem rzeczoną doniczkę, a drugą wymacałem mały metalowy przedmiot. Otworzyłem drzwi i przekroczyłem ich próg. Zdjąłem szybko buty i przemoczoną bluzę. Zajrzałem do salonu, lecz tam jej nie było. Druga najbardziej prawdopodobna opcja to... sypialnia! Popędziłem tam. Wszedłem przez uchylone drzwi i zobaczyłem dziewczynę, którą kochałem, zwiniętą w kłębek pod kocem, słyszałem tylko jej szloch.
- Suji - szepnąłem cicho, na co ona wyjrzała lekko na powierzchnię, kierując zaczerwienione oczy na moją osobę. Wpatrywaliśmy się tak w siebie przez krótką chwilę, ponieważ podszedłem do niej, usiadłem na łóżku i zamknąłem ją w mocnym oraz szczelnym uścisku. Czułem, jak cała się trzęsła, dlatego jeszcze ciaśniej objąłem ją swoimi ramionami. Złożyłem delikatny pocałunek na czubku jej głowy, jako kolejną próbę uspokojenia. Moje metody działały. Po chwili Suji już się nie trzęsła, jednak nadal płakała, odwzajemniając mój uścisk.
- Przepraszam - szepnąłem.
- Za co?
- To ja przedstawiłem ją temu gnojkowi. Czuję się winny...
- N-nie mów tak. Przecież równie dobrze mogli się spotkać gdzieś na ulicy.
Nasze spojrzenia po raz kolejny się skrzyżowały. Jej piękny wzrok spoczywał na moim. Powoli położyłem dłoń na jej policzku. Ona na ten gest przymknęła tylko oczy. Serce łomotało mi jak szalone. Była tak blisko, w dodatku już nie miała chłopaka. Okropna chęć pocałowania jej właśnie w tym momencie zawładnęła moim umysłem. Jednak resztkami swojej woli powstrzymywałem się. Dam jej czas, myślałem. Dopiero co dowiedziała się o zdradzie chłopaka, którego tak kochała.
Nadal trzymałem dziewczynę w swoich mocnych objęciach. Nawet, kiedy burza już się skończyła. Sama Suji się nie sprzeciwiała. Potrzebowała tego.
Byłem gotowy poczekać. Być blisko niej, dopóki nie zaleczy ran i czekać. W końcu w czekaniu miałem już wprawę. Tym razem jednak nie odpuszczę tej szansy od losu.




You Might Also Like

0 komentarze

Formularz kontaktowy