[FOUR-SHOT] "Gdy nie mówi mu wszystkiego" cz. 2
12:22
Annyeong~!
Straszliwie przepraszam was za tak długą nieobecność i ciszę. Szkoła jest bezlitosna... Ale udało mi się trochę dopisać, więc mam już co wstawić ^^.
Po raz kolejny trochę powiększam z two shot'a na four shot'a, ale to też, jak na razie, tylko robocza ilość ;). Ile tego będzie? Wyjdzie "w praniu" ;P. Na razie zapraszam na część drugą, która na pewno nie jest ostatnią i proszę o cierpliwość, bo mimo, iż cz. 3 już się pisze, to, kiedy ją napiszę, sama nie wiem ;D.
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Może i byłem trochę zbyt
nachalny, kiedy postanowiłem ich zeswatać, ale mój instynkt kazał mi to zrobić.
A mój instynkt rzadko się myli...
***
Od mojego pierwszego spotkania z chłopakami, każdy wolny
dzień, za namową E.co i zgodą reszty, spędzałam w dormie JJCC. Wtedy
oglądaliśmy razem filmy, graliśmy w różne gry, wspólnie gotowaliśmy i jeszcze
wiele innych. Między innymi dzięki E.co-swatce, ja i Young Jin zaczęliśmy się
do siebie zbliżać. Zaprzyjaźniłam się z całą czwórką, ale to między mną, a
Simbą widać było wyraźną chemię. Mimo to oboje baliśmy się zrobić pierwszy
krok. Do pewnego dnia...
Znowu nadszedł mój krótki
weekend, czyli ten jeden, upragniony dzień wolnego i tak, jak zwykle,
wybierałam się do chłopaków. Nie wiem, czy oni mają przerwę wtedy co ja
przypadkiem czy celowo tak ustawiają sobie grafik z menadżerem, bynajmniej mi
to nie przeszkadza.
Wychodziłam z mieszkania zawsze około wpół do jedenastej. Tym razem nie zrobiłam wyjątku. Do ich dormu doszłam w dwadzieścia minut, co też nie było nowością. Zapukałam potrójnie. Prawie od razu drzwi otworzył mi Eddy. Nie musiał patrzeć przez judasza, ani pytać o tożsamość gościa, bo tylko ja pukałam w ten sposób. Za to ja się trochę zdziwiłam.
- Nie ma E.co? Zawsze to on mi otwierał... - zapytałam zaniepokojona.
- Jest, ale tylko ciałem - zaśmiał się - biedak się pochorował.
- Niby od kiedy, skoro jeszcze wczoraj wbił mi na trening cały pełen energii? - nie dowierzałam w słowa Jong Seok'a.
- Dzisiaj rano obudził się z kaszlem, gorączką i strasznym bólem głowy. Wiesz, jak nieznośny jest E.co, co chwila zwracający nam uwagę, żebyśmy mówili ciszej, bo go głowa boli? - Zachichotałam. - Mówię serio. I jeszcze od rana mu musimy usługiwać - westchnął cierpiętniczo, co mnie niezmiernie bawiło. - Skoro ci tak do śmiechu, to sama do niego leź. Zobaczysz, jak to jest - pogroził.
- Wiesz co? Mam starszą siostrę. W takich przypadkach rodzeństwo jest jeszcze bardziej denerwujące niż przyjaciele - zapewniłam go - ale ona została w Polsce, więc ten jeden problem mam z głowy - zaśmialiśmy się. Weszłam po schodach i przekroczyłam próg pokoju najlepszego przyjaciela. Leżał w łóżku, przykryty kołdrą z zimnym okładem, przykrywającym mu pół twarzy, ale byłam pewna, że nie spał. Gdy tylko usłyszał skrzypnięcie drzwi, wymruczał:
- Henry, przyniosłeś w końcu tą herbatę? - Pewnie dziwi was, że zrozumiałam to pytanie mimo, że chłopcy mówią po angielsku przeważnie tylko wtedy, jak rozmawiają ze mną. To proste. Nie od dzisiaj wiadomo, że Prince Mak jeszcze po debiucie uczył się koreańskiego. Nawet, jeśli teraz biegle władał tym językiem, to wolał, kiedy mówiło się do niego po angielsku.
Nie mogłam powstrzymać chichotu. Zdziwiony podniósł mokry ręcznik z twarzy i łypnął na mnie okiem.
- O! Gose, już przyszłaś - rzekł zaskoczony.
- Trafne spostrzeżenie, Scherlocku - parsknęłam śmiechem.
Wtem do pomieszczenia wtoczył się Mak, w ręku dzierżąc kubek z gorącym napojem. Po wyrazie jego twarzy widać było, że zmęczyło go bycie chłopcem na posyłki mojego przyjaciela. Podeszłam koło niego i odebrałam mu herbatę.
- Idź odsapnąć, Henryś. Ja przejmuję wartę - puściłam mu oko.
- Och, dzięki ci dobry człowieku - sapnął do mnie wdzięcznie, po czym pospiesznie opuścił pomieszczenie. Nieprędko powróciłam w poprzednie miejsce, usiadłam na skraju łóżka i podałam choremu ciepłą ciecz.
- Aż taki obłożnie chory jesteś, że nie możesz nawet sobie herbaty zrobić? - zapytałam trochę drwiąco, a moje brwi powędrowały ku górze.
- Czy ty mi sugerujesz, iż robię z siebie tak chorego, żeby chłopaki mi usługiwali?
- Nie. Sugeruję, że nie chce ci się ruszyć dupy nawet po taką drobnostkę, jak herbata, więc wysługujesz się chłopakami - zarechotałam.
- Pfff, dzięki - udawał obrażonego, ale podciągnął się do siadu i przyjął ode mnie kubek. - Ty taka zawsze miła i w ogóle - prychnął sarkastycznie.
- Też cię kocham - zagruchałam. To był mój ulubiony tekst, jedno ze zdań, które mówiłam najczęściej.
- Ty mnie nie kochasz. Ty mnie wielbisz. A kochasz kogoś innego - wyszczerzył się.
- Ha. Ha. Ha. Aleś ty zabawny - sarknęłam i uderzyłam go poduszką. - A tak wracając do tematu... Na serio powinieneś czasem ruszyć tyłek, zamiast wysyłać ciągle chłopaków po swoje zachcianki.
Przekomarzaliśmy się tak jeszcze jakiś czas. Przez resztę dnia przebywałam z przyjacielem, który nie miał zamiaru ruszać się poza obszar swojego łóżka. Czasami tylko schodziłam po coś na dół, przy okazji zamieniając kilka zdań z chłopakami.
Pod wieczór uzgadniałam z Joon Young'iem, o której ma przyjść następnego dnia na mój trening. gdy do pokoju wszedł Simba.
- Gose, powinnaś już iść do domu. Jest strasznie późno - uśmiechnął się ciepło. Popatrzyłam na zegarek. Rzeczywiście, było już po dwudziestej pierwszej, a biorąc pod uwagę fakt, że jutro muszę wstać najpóźniej o czwartej, to można było nazwać tą godzinę niewczesną.
- Oh, masz całkowitą rację - również posłałam mu uśmiech.
- Odwiozę cię - zaproponował.
- Kradniesz moje obowiązki lwie - obruszył się E.co.
- Dzięki - uśmiechnęłam się ciepło do Young Jin'a kompletnie ignorując Joon Young'a. Z niechęcią oderwałam wzrok od chłopaka i spojrzałam na przyjaciela. - No, to ja się zbieram. Pamiętaj, jutro o jedenastej - puściłam mu oko - i nie zamęcz chłopaków, jak mnie nie będzie - zaśmiałam się, a on zrobił naburmuszoną minę. - No to pa - zmierzwiłam mu włosy i, razem z byłym liderem wyszłam z pomieszczenia. Przechodząc obok salonu, w którym znajdowała się reszta zespołu, wychyliłam głowę przez próg i powiedziałam - chłopaki, ja idę, zostawiam go na waszej głowie. Fighting~! - Jedyne, co usłyszałam w odpowiedzi, to ich cierpiętnicze jęki. Powędrowaliśmy z obiektem moich westchnień do przedpokoju, ubraliśmy buty oraz kurtki, po czym opuściliśmy dorm. Wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy.
- Nie wiem, co wam przeszkadzało w niańczeniu E.co - zaczęłam. - Ja robiłam to sama i jakoś nawet zmęczona nie jestem - oznajmiłam i, jakby na potwierdzenie swoich słów, wyszczerzyłam się szeroko.
- Jesteś dziewczyną. Przy tobie dawał na wstrzymanie - odpowiedział krótko Simba.
- Znam go już kawał czasu i jakoś nigdy nie dawał mi żadnych ulg dlatego, że jestem dziewczyną - prychnęłam. Widać, że chłopaka zatkało, bo zaśmiał się nerwowo.
- Dobra, zmieńmy temat - wybuchnęłam śmiechem.
- Widzisz? Nawet dobrego argumentu nie umiesz znaleźć.
- Po prostu nie lubię się z tobą kłócić - odparł poważnie.
- Ja z tobą też - sprostowałam pogodnie.
Podczas jazdy nie rozmawialiśmy wiele. Mi było trudno skupić się na oglądaniu widoków za przednią szybą, ponieważ cały czas zerkałam na rapera.
Po kilku minutach dojechaliśmy na miejsce.
- Dzięki za podwiezienie. Dobranoc - otworzyłam drzwi i już miałam wysiadać z pojazdu, ale ex-lider złapał mnie za nadgarstek. Popatrzyłam na niego zdziwiona. - Y-young Jin?
Chłopak bez słowa zbliżył swoją twarz do mojej, po czym złączył nasze wargi, dłoń kładąc na moim policzku. Nie protestowałam. Oddałam pocałunek, który był niezwykle czuły. Po dłuższej chwili oderwaliśmy się od siebie. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy.
- Kocham cię, Gose - powiedział...
Wychodziłam z mieszkania zawsze około wpół do jedenastej. Tym razem nie zrobiłam wyjątku. Do ich dormu doszłam w dwadzieścia minut, co też nie było nowością. Zapukałam potrójnie. Prawie od razu drzwi otworzył mi Eddy. Nie musiał patrzeć przez judasza, ani pytać o tożsamość gościa, bo tylko ja pukałam w ten sposób. Za to ja się trochę zdziwiłam.
- Nie ma E.co? Zawsze to on mi otwierał... - zapytałam zaniepokojona.
- Jest, ale tylko ciałem - zaśmiał się - biedak się pochorował.
- Niby od kiedy, skoro jeszcze wczoraj wbił mi na trening cały pełen energii? - nie dowierzałam w słowa Jong Seok'a.
- Dzisiaj rano obudził się z kaszlem, gorączką i strasznym bólem głowy. Wiesz, jak nieznośny jest E.co, co chwila zwracający nam uwagę, żebyśmy mówili ciszej, bo go głowa boli? - Zachichotałam. - Mówię serio. I jeszcze od rana mu musimy usługiwać - westchnął cierpiętniczo, co mnie niezmiernie bawiło. - Skoro ci tak do śmiechu, to sama do niego leź. Zobaczysz, jak to jest - pogroził.
- Wiesz co? Mam starszą siostrę. W takich przypadkach rodzeństwo jest jeszcze bardziej denerwujące niż przyjaciele - zapewniłam go - ale ona została w Polsce, więc ten jeden problem mam z głowy - zaśmialiśmy się. Weszłam po schodach i przekroczyłam próg pokoju najlepszego przyjaciela. Leżał w łóżku, przykryty kołdrą z zimnym okładem, przykrywającym mu pół twarzy, ale byłam pewna, że nie spał. Gdy tylko usłyszał skrzypnięcie drzwi, wymruczał:
- Henry, przyniosłeś w końcu tą herbatę? - Pewnie dziwi was, że zrozumiałam to pytanie mimo, że chłopcy mówią po angielsku przeważnie tylko wtedy, jak rozmawiają ze mną. To proste. Nie od dzisiaj wiadomo, że Prince Mak jeszcze po debiucie uczył się koreańskiego. Nawet, jeśli teraz biegle władał tym językiem, to wolał, kiedy mówiło się do niego po angielsku.
Nie mogłam powstrzymać chichotu. Zdziwiony podniósł mokry ręcznik z twarzy i łypnął na mnie okiem.
- O! Gose, już przyszłaś - rzekł zaskoczony.
- Trafne spostrzeżenie, Scherlocku - parsknęłam śmiechem.
Wtem do pomieszczenia wtoczył się Mak, w ręku dzierżąc kubek z gorącym napojem. Po wyrazie jego twarzy widać było, że zmęczyło go bycie chłopcem na posyłki mojego przyjaciela. Podeszłam koło niego i odebrałam mu herbatę.
- Idź odsapnąć, Henryś. Ja przejmuję wartę - puściłam mu oko.
- Och, dzięki ci dobry człowieku - sapnął do mnie wdzięcznie, po czym pospiesznie opuścił pomieszczenie. Nieprędko powróciłam w poprzednie miejsce, usiadłam na skraju łóżka i podałam choremu ciepłą ciecz.
- Aż taki obłożnie chory jesteś, że nie możesz nawet sobie herbaty zrobić? - zapytałam trochę drwiąco, a moje brwi powędrowały ku górze.
- Czy ty mi sugerujesz, iż robię z siebie tak chorego, żeby chłopaki mi usługiwali?
- Nie. Sugeruję, że nie chce ci się ruszyć dupy nawet po taką drobnostkę, jak herbata, więc wysługujesz się chłopakami - zarechotałam.
- Pfff, dzięki - udawał obrażonego, ale podciągnął się do siadu i przyjął ode mnie kubek. - Ty taka zawsze miła i w ogóle - prychnął sarkastycznie.
- Też cię kocham - zagruchałam. To był mój ulubiony tekst, jedno ze zdań, które mówiłam najczęściej.
- Ty mnie nie kochasz. Ty mnie wielbisz. A kochasz kogoś innego - wyszczerzył się.
- Ha. Ha. Ha. Aleś ty zabawny - sarknęłam i uderzyłam go poduszką. - A tak wracając do tematu... Na serio powinieneś czasem ruszyć tyłek, zamiast wysyłać ciągle chłopaków po swoje zachcianki.
Przekomarzaliśmy się tak jeszcze jakiś czas. Przez resztę dnia przebywałam z przyjacielem, który nie miał zamiaru ruszać się poza obszar swojego łóżka. Czasami tylko schodziłam po coś na dół, przy okazji zamieniając kilka zdań z chłopakami.
Pod wieczór uzgadniałam z Joon Young'iem, o której ma przyjść następnego dnia na mój trening. gdy do pokoju wszedł Simba.
- Gose, powinnaś już iść do domu. Jest strasznie późno - uśmiechnął się ciepło. Popatrzyłam na zegarek. Rzeczywiście, było już po dwudziestej pierwszej, a biorąc pod uwagę fakt, że jutro muszę wstać najpóźniej o czwartej, to można było nazwać tą godzinę niewczesną.
- Oh, masz całkowitą rację - również posłałam mu uśmiech.
- Odwiozę cię - zaproponował.
- Kradniesz moje obowiązki lwie - obruszył się E.co.
- Dzięki - uśmiechnęłam się ciepło do Young Jin'a kompletnie ignorując Joon Young'a. Z niechęcią oderwałam wzrok od chłopaka i spojrzałam na przyjaciela. - No, to ja się zbieram. Pamiętaj, jutro o jedenastej - puściłam mu oko - i nie zamęcz chłopaków, jak mnie nie będzie - zaśmiałam się, a on zrobił naburmuszoną minę. - No to pa - zmierzwiłam mu włosy i, razem z byłym liderem wyszłam z pomieszczenia. Przechodząc obok salonu, w którym znajdowała się reszta zespołu, wychyliłam głowę przez próg i powiedziałam - chłopaki, ja idę, zostawiam go na waszej głowie. Fighting~! - Jedyne, co usłyszałam w odpowiedzi, to ich cierpiętnicze jęki. Powędrowaliśmy z obiektem moich westchnień do przedpokoju, ubraliśmy buty oraz kurtki, po czym opuściliśmy dorm. Wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy.
- Nie wiem, co wam przeszkadzało w niańczeniu E.co - zaczęłam. - Ja robiłam to sama i jakoś nawet zmęczona nie jestem - oznajmiłam i, jakby na potwierdzenie swoich słów, wyszczerzyłam się szeroko.
- Jesteś dziewczyną. Przy tobie dawał na wstrzymanie - odpowiedział krótko Simba.
- Znam go już kawał czasu i jakoś nigdy nie dawał mi żadnych ulg dlatego, że jestem dziewczyną - prychnęłam. Widać, że chłopaka zatkało, bo zaśmiał się nerwowo.
- Dobra, zmieńmy temat - wybuchnęłam śmiechem.
- Widzisz? Nawet dobrego argumentu nie umiesz znaleźć.
- Po prostu nie lubię się z tobą kłócić - odparł poważnie.
- Ja z tobą też - sprostowałam pogodnie.
Podczas jazdy nie rozmawialiśmy wiele. Mi było trudno skupić się na oglądaniu widoków za przednią szybą, ponieważ cały czas zerkałam na rapera.
Po kilku minutach dojechaliśmy na miejsce.
- Dzięki za podwiezienie. Dobranoc - otworzyłam drzwi i już miałam wysiadać z pojazdu, ale ex-lider złapał mnie za nadgarstek. Popatrzyłam na niego zdziwiona. - Y-young Jin?
Chłopak bez słowa zbliżył swoją twarz do mojej, po czym złączył nasze wargi, dłoń kładąc na moim policzku. Nie protestowałam. Oddałam pocałunek, który był niezwykle czuły. Po dłuższej chwili oderwaliśmy się od siebie. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy.
- Kocham cię, Gose - powiedział...
0 komentarze